BECZKI Z NIEZNANĄ SUBSTANCJĄ W TRZEPIZURACH

Po wydarzenia w Zielonej Górze, gdzie przez kilka dni gaszono pożar nielegalnego składowiska chemikaliów, odpady znowu stały się głośnym tematem w całej Polsce. Pierwsze nieprawidłowości na tym składowisku wykryto w 2014 roku. Wtedy samorząd zielonogórski tłumaczył się brakiem pieniędzy na likwidację odpadów. Władze miasta 15 razy słały pisma, do funduszu ochrony środowiska, wojewody lubuskiego, ministra środowiska, premiera, z prośbą o środki na utylizację. Wszyscy byli głusi, aż do wybuchu pożaru. 

Jak się okazuje podobny problem mamy w naszej Gminie, a to za sprawą państwa z Trzepizur, które jeszcze w 2016 roku do hali magazynowej mieszczącej się na ich posesji przy ul. Lublinieckiej przyjęło beczki z bliżej nieznaną substancją. Gdy małżeństwo zorientowało się, że w beczkach nie jest farba, jak ich zapewniał „dostawca”, a jakaś bliżej nieokreślona ciecz, wtedy zaczęło się pukanie do Urzędu Miejskiego w Blachowni z próbą zrzucenia odpowiedzialności na samorząd. Były monity do burmistrza i pytania na sesji Rady Miejskiej – kiedy Gmina w końcu wywiezie beczki z Lublinieckiej.

Ostatnio zainteresowani, być może chcąc „zachęcić” Urząd do działania, sprawę składowiska zgłosili do straży pożarnej informując, że z metalowych pojemników mieszczących się na ich posesji, wycieka bliżej nieokreślona substancja, która ma wywoływać duszności.

Po przyjeździe służb okazało się, że w hali magazynowej składowanych jest 150 beczek o pojemnościach 30 l i 200 l z substancjami, z których nic nie wycieka, nie ma też osób poszkodowanych, a obecni na nieruchomości właściciele nie uskarżają się na żadne dolegliwości. Teraz czynności wyjaśniające w tej sprawie prowadzi policja z Blachowni. 

Warto wspomnieć, że jeszcze w listopadzie 2022 roku burmistrz z Urzędu wszczęła postępowanie administracyjne nakazując małżeństwu z Trzepizur usunięcie odpadów z miejsca nieprzeznaczonego do ich magazynowania. Nie było odzewu. Była więc kolejna decyzja, aż zainteresowani odwołali się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego.

Komentarz

Problem jest i to spory bowiem ktoś na swoją posesję, zapewne nie za darmo, przyjął beczki substancjami, a teraz udaje, że nie wie co w nich było i oczekuje, że z tym problemem zmierzy się Gmina. Jeśli posiadacz, a praktycznie właściciel odpadów, nie sprzątnie i nie zutylizuje cieczy, będzie musiała to zrobić Gmina. Oczywiście wszystko na koszt podatników, czyli nas wszystkich. Potem Urząd będzie musiał egzekwować zwrot poniesionych kosztów za nielegalnie składowane odpady od właścicieli gruntu i hali przy ul. Lublinieckiej. Dzisiaj utylizacja 1 tony odpadów kosztuje 14 tys. zł. Zatem właściciel za likwidację odpadów może zapłacić sporo. Podobny problem od 2018 roku ma Częstochowa. Tam przy ul. Filomatów „spryciarze” zmagazynowali 4,500 ton ciekłych odpadów i teraz miasto na ich utylizację musi znaleźć 68 mln zł. Oczywiście zapłacą za to podatnicy.

zdjęcie internet