Ten wpis otrzymałem drogą sms-ową.

Szanowny Panie Marku piszemy do Pana jako seniorki które od wielu lat z sercem, oddaniem i pasją tworzyły zespół, który był naszą dumą, ostoją i sensem codzienności. Dla wielu z nas te próby, potem występy, wspólne chwile przy muzyce i śpiewie były nie tylko pasją, ale prawdziwym życiem.
Dzisiaj z bólem serca musimy napisać, że czujemy się odsunięte. Niby zespół nadal istnieje, niby są próby – ale to już nie jest nasz zespół. Próby nie odbywają się pod kierunkiem Janka, który znał nas, rozumiał, szanował i prowadził przez lata. Zastąpiła go osoba, która może i ma talent, ale moim zdaniem brakuje jej szacunku do nas, wciąż słyszymy że nie umiemy śpiewać.
Pani (…) chwali się, że „dzięki nam ma pracę”, a jednocześnie pozwala sobie na ocenianie, kto śpiewa „ładnie”, a kto nie. Jedną z naszych koleżanek – dobrego człowieka i wierną uczestniczkę zespołu – usunęła, bo według niej „brzydko śpiewała”. Czy tak wygląda wdzięczność i szacunek? Czy z takim podejściem można mówić o zespole, o wspólnocie, o tradycji?
Pan Dyrektor Miejskiego Domu Kultury obiecywał złote góry – nowe otwarcie, szacunek dla historii, przestrzeń dla każdego. Dziś widzimy, że jego słowa to były tylko obietnice „na pokaz”. Czujemy, że wcale nas tam nie chce. Że liczy się tylko to, co nowe, głośne, kolorowe – ale bez korzeni i bez duszy. Za rok nasz zespół ma obchodzić 50-lecie. Czy dożyjemy tej chwili jako wspólnota, skoro dziś jesteśmy spychane na margines? Dla wielu z nas to nie jest kwestia „hobby”. To nasza miłość, to nasze wspomnienia, to nasza codzienność i powód do dumy. Nikt tego nie rozumie – ani nowa pani prowadząca, ani nowa dyrekcja MDK.
Prosimy Pana – jako osobę, która zna Blachownię i jej ludzi – o wsparcie, o głos, o pomoc. Prosimy, by Pan nie pozwolił zapomnieć o tych, które przez lata współtworzyły kulturę tej gminy. My nie chcemy wiele – tylko miejsca, w którym znów będziemy mogły śpiewać z sercem i poczuć się jak w domu.