PRZEPISY SWOJE, ŻYCIE SWOJE CZYLI WSPÓŁCZUJĘ EKSPEDIENTKOM

Tyle się mówi zostańmy w domu, uważajmy na siebie, w sklepach zachowujmy bezpieczny odstęp. Metr, dwa, pięć??? Nie wiadomo, bezpieczny.
Ulice w Blachowni raczej świecą pustkami, a wszystko to przez COVID 19 i stanem epidemii jaki obowiązuje w naszym kraju.
W mniejszych sklepach spożywczych wprowadzono (w końcu) zabezpieczenia. Ekspedientki od klientów są oddzielone dużymi szybami z pleksi. Do środka sklepów może wejść 3-5 osób. Brawo.


Jednak to co zauważyłem w sobotę wielkopowierzchniowych obiektach handlowych można skwitować – współczuję ekspedientkom i kasjerkom. Zdaje się, że najważniejsze zabezpieczenie to ogłoszenie na drzwiach wejściowych.

Jak zauważyłem ogłoszenia to jedno, a praktyka drugie. Bo w tym sklepie nie zauważyłem zmniejszonej liczby klientów.

To ogłoszenie oznacza, że chyba ktoś nie rozumiem jakie zagrożenie niesie koronawirus. Bowiem jeśli do tego sklepu wejdzie 49 osób (a według wewnętrznego rozporządzenia może przebywać do 50 klientów) to przy takim ścisku każdy poczuje się jak na skrzyżowaniu Alei Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi w Warszawie. Gdyby wirusy potrafiły czytać to wprost podskakiwałyby ze szczęścia.


Tak naprawdę dzisiaj nikt z nas nie ma pewności czy już nie jest nosicielem koronawirusa. Wszystko może wyjść po tygodniu czy dwóch.

Co się stanie jeśli COVID 19 dotknie ekspedientki, które dzisiaj niedostatecznie są chronione w sklepie?

Czy wtedy ktoś będzie się tłumaczył, że przecież zachowaliśmy procedury?