DZIĘKUJĘ ZA WAKACYJNE WEJŚCIA

Na koniec każdego miesiąca zdaje relację na temat wejść na mojego bloga. Sierpień nie przebił lipca mimo to licznik pokazuje, że warto pisać i informować mieszkańców o tym co dzieje się na terenie naszej gminy z komentarzami nie tylko Urzędu. Na stronie tej także staram się podejmować tematy czy interwencje zgłaszane przez naszych mieszkańców. Tradycyjnie dziękuję za wszelkie uwagi oraz wejścia na http://marekkulakowski.e-kei.pl.

Co najczęściej czytaliście?

FAJERWERKI W ŚRODKU LATA – 6.776 wejść
ZOBACZCIE POMOSTY NA ZBIORNIKU – 9.689
GROŹNY WYPADEK W BLACHOWNI NA DK 46 – 11.235
ULICA NALEŻY DO SPÓŁDZIELNI MIESZKANIOWEJ – 4.978
MOLO WRÓCIŁO DO BLACHOWNI – 10.448
PRAŻYNKA ŻYJE – 9.110
JAROSŁAW LUBIŃSKI I ANNA PAŻUCHA ZWYCIĘŻYLI W „PRZEŁAJOWEJ 8” – 16.202
WITAJ SZKOŁO – 5.012

BUDŻET OBYWATELSKI OD POŁOWY PAŹDZIERNIKA

Urząd Miejski w Blachowni informuje, że ze względu na konieczność dostosowania zapisów uchwały Rady Miejskiej w sprawie określenia zasad i trybu przeprowadzania konsultacji społecznych blachowniańskiego Budżetu Obywatelskiego zgodnie uwagami oraz wytycznymi Wojewody Śląskiego, nabór wniosków do BO na 2020 rozpocznie się w drugiej połowie października br.

WOJNA JEST STRASZNA

80 lat temu Niemcy bez wypowiedzenia wojny najechały na Polskę. Pierwsze bomby spadły na mieszkańców Tczewa.
O godz. 4.34 – trzecia eskadra 1. zbombardowała przyczółki mostu kolejowego w Tczewie.
O 4.40 – I dywizjon 76 pułku Luftwaffe rozpoczął bombardowanie Wielunia.
O 4.45 – niemiecki pancernik „Schleswig-Holstein” rozpoczął ostrzał Polskiej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Potem była już cała Polska, a wśród nich Blachownia.

Jak ten czas wspomina jedna z mieszkanek Ostrów?

Tatuś przyszedł do nas w nocy i powiedział, że trzeba uciekać, bo na wsi mówią, że bandy ukraińskie mordują Polaków. Rodzina ze wsi Lubitów, u której przebywaliśmy od początku września 1939 roku też nam mówiła – my was nie wyganiamy, ale lepiej uciekajcie, bo zaczynają się tu dziać straszne rzeczy. I tak po ponad dwóch miesiącach wróciliśmy do Ostrów.

Wojna i strach dla jednej z mieszkanek Ostrów zaczęły się 1 września. Miała wtedy siedem lat.

To był piątek. Mamusia przygotowała mi ubranko do szkoły. Razem z koleżankami przeżywałyśmy pójście pierwszy raz do szkoły. Owszem słyszało się od starszych o jakieś wojnie, że Niemcy mogą nas napaść, ale nam w głowie była szkoła. I stało się, niestety. Rano 1 września usłyszeliśmy głośny warkot, dziwny huk. Wyszliśmy przed dom i na niebie, od strony lasów herbskich, zobaczyłam dużo samolotów. Leciały dość wysoko. Jeszcze dobrze się im nie przyjrzałam, a już ktoś do nas strzelał z tych samolotów. Tatuś z przerażeniem wybiegł na podwórko, pochwycił nas w locie i niemal wrzucił do domu, zakazując wychodzenia na dwór. Nie pamiętam, by hitlerowskie samoloty zrzucały na nasze domy bomby. Tatuś mówił, że pewnie lecą zbombardować jakieś ważne obiekty nie tylko wojskowe: dworce, mosty, urzędy czy drogi.

Z samego rana w pierwszym dniu wojny w Ostrowach rozpętała się straszna panika. Jakiś kolejarz powiedział, że na stacji będzie podstawiony wagon, żeby ludzie się pakowali, bo lada moment będą tu hitlerowcy. Wieść o wagonie rozeszła się błyskawicznie.

W popłochu moi rodzice pakowali dobytek. Kołdry, pierzyny, ubrania, podręczne walizki to co może się przydać, bo nie wiadomo czy tu wrócimy. Ciocia Hela Rokosa z dwumiesięcznym dzieckiem, rodzina Kierachów czyli ciocia, wujek i ich dwie córki w moim wieku oraz nasza rodzina. Przerażenie, pośpiech, pakowanie i ta myśl, że zostawiamy schorowaną babcię. Mój Boże została sama. To było straszne uczucie, że trzeba było zostawić kogoś bliskiego. Zostawiliśmy też kozy, króliki i kury.

Mała stacyjka w Ostrowach szybko zapełniała się ludźmi.

Na dworzec rzeczywiście podstawili nam wagon. Wszyscy myśleli, że to będzie jakiś osobowy, dla ludzi, a tu podciągnęli wagon towarowy, w dodatku odkryty. Ale nikt nie patrzył na warunki tylko pakował się do wagonów, bo nadlatywały kolejne eskadry samolotów z krzyżami na skrzydłach. W panice gromadziliśmy się tam jak bydło, byle tylko uciekać. Na szczęście szybko odjechaliśmy w kierunku Częstochowy, a potem dalej. Co rusz stawaliśmy na jakichś stacjach, gdzie dosiadały się kolejne rodziny. Z opowieści rodziców wiedziałam, że jedziemy gdzieś na wschód w kierunku Ukrainy. Jechaliśmy kilka dni z wieloma postojami. Za nami został front.

Przeprawa przez Bug.

Zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji przed wielka rzeką. Rodzice mówili, że to Bug. Tam spotkaliśmy wojsko polskie. Żołnierze mówili „gdzie wy jedziecie z takimi małymi dziećmi”. Wiem, że właśnie ci mundurowi przeprawili nasze rodziny przez rzekę i dalej musieliśmy sobie radzić. Pociąg dalej nie jechał. Od mundurowych dostaliśmy wóz konny wojskowy z takim zadaszeniem z materiału. Jako, że tatuś mój umiał mówić i po niemiecku i po rosyjsku więc w drodze było łatwiej cokolwiek załatwić. Pamiętam, że jakieś panie całowały mojego tatę po rękach i nogach prosząc, aby mogły zostać z nami, bo on zna języki, a one same nie przeżyją. Rzeczywiście tatusiowi jakimś Boskim zrządzeniem udawało się dogadać i z hitlerowcami i sowietami.

W okolicy 6-7 września rodziny z Ostrów dojechały do Kowla, kiedyś była to polska miejscowość, dzisiaj należy do Ukrainy.

Gdy dojeżdżaliśmy do Kowla z daleka widzieliśmy coś czego do dzisiaj nie mogę zapomnieć. Niebo w ogniu i okropny huk spadających bomb. Gdy po dłuższym czasie dotarliśmy do samego miasta widziałam przerażające widoki. Zniszczony duży dworzec kolejowy. Szyny od bomb były powyginane na wszelkie strony. Na torach i drogach leżało mnóstwo ciał zabitych ludzi. Widok straszny. Osoby bez rąk, bez głów i nóg. Tam tak naprawdę zobaczyłam jak straszna jest wojna. Okropność . ….

Droga do Lubitowa.

W Kowlu zajęli się nami Ukraińcy. Przetransportowali nas do małej wsi Lubitów. Porozwozili rodziny po domach. I tu pierwszy raz zobaczyłam co to jest bieda. W jakich warunkach żyją ludzie. To był straszny widok. Ludzie mieszkali jakiś w lepiankach obok bydła. Bieda straszna, a mieszkańcy wspaniali. Ukraińcy przyjęli nas niezwykle życzliwie. Niemal wyrywali polskie rodziny do swoich domów. „Prochod do mene, ne ne do mene prochod” – przekrzykiwali się. Przed domy wynosili jedzenie. Częstowali nas. Miejscowi tylko patrzyli, zabrać Polaków do swoich domostw. Całowali nas, błogosławili dzieci, cieszyli się naszą obecnością. Dzielili się tym, co mieli. Niestety cały czas mówili w języku ukraińskim i wielu Polaków nie mogło ich zrozumieć. W nocy, gdy nas gospodyni układała do spania (szkoda, że nie pamiętam ani jej imienia, ani nazwiska) dzieli się nawet posłaniem.

Przez ponad dwa miesiące rodziny, które dojechały do Lubitowa, pomagały w pracach polowych. Zbierali dynie i owoce. Kobiety pracowały w obejściu, przy gospodarce, gotowały posiłki.

I tak z rodziną Rokosów i Kierachów przeżyliśmy ponad dwa miesiące pod Kowlem. Pamiętam, że do tej wioski trafiły jakieś paniusie z Warszawy. Nic nie umiały zrobić przy sobie. Ani ugotować, ani wyprać, nic kompletnie. Były tak bezradne, że nawet nie potrafiły nabrać wody ze studni. Damulki warszawskie chcąc się wkupić i przypodobać miejscowym dały młodym Ukrainkom koszule nocne i bieliznę. Te któregoś dnia ubrały się w te stroje poszły na jakąś wieczorną potańcówkę. Ubaw był po pachy. Ukrainki wyglądały komicznie. To był jedyny wesoły akcent tych tragicznych dni.

Potem przyszły złe wieści. Do wsi docierały informacje, że jakieś bandy ukraińskie w sąsiednich wsiach w nocy mordowali polskie rodziny. Ludzie musieli uciekać.

Rodzina ukraińska, u której przebywaliśmy niemal od początku września 1939 roku, też nam mówiła – „My was nie wyganiamy, my się cieszymy, że jesteście u nas, ale lepiej uciekajcie, bo zaczynają się dziać straszne rzeczy”. Nic nie rozumiałam. Najpierw nas przyjmowali z otwartymi ramionami potem wyganiali. A jeszcze gdzie indziej zabijali. Jednej nocy spakowaliśmy się i cicho wyjechaliśmy wozami konnymi z powrotem w kierunku Polski. I znowu jechało nas kilka rodzin. Droga powrotna była strasznie ryzykowna. Bo i Niemcy i Rosjanie nie lubili Polaków. Gdy jechaliśmy jeszcze po stronie ukraińskiej widziałam jak Rosjanie prowadzili do niewoli Niemców. Mimo że granica III Rzeszy ze ZSRR była ustanowiona 17 września to jeszcze w listopadzie żołnierze tych dwóch stron prowadzili z sobą okropne walki. Jedni i drudzy nie mieli dla siebie litości. Rosjanie, którzy nienawidzili hitlerowców za naloty i bombardowania ich wsi i miasteczek, byli okrutni od Niemców. Momentami aż było mi ich żal.

We wspomnieniach naszej bohaterki, listopad 1939 roku był chłodnym i mokrym miesiącem.

Mimo że nasz wóz, ten podarowany przez żołnierzy, był z zadaszeniem jechaliśmy w okropnych warunkach. Pamiętam chłód i wszystko przemoczone. Pierzyny, poduszki, ubrania wszystko zawilgocone. Jechaliśmy niemal cały czas z drobnymi postojami. Chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się w Ostrowach. Na wozie jechaliśmy my czyli dzieci i kobiety, które zmieniały się z mężczyznami. Ktoś zawsze szedł na piechotę obok wozu, bo wojskowa furmanka była za mała dla wszystkich. Jak ten koń dał radę nas ciągnąć tyle kilometrów dziennie?

I znowu musieli przeprawiać się przez Bug. Najpierw nie chcieli ich przepuścić Sowieci, a potem Niemcy. I znowu znajomość języków przydała się w trudnych chwilach.

Do Ostrów dojechaliśmy szczęśliwie gdzieś w połowie listopada. Wprowadziliśmy się do swojego domu przy dzisiejszej ul. Księżycowej. Niestety po nowym roku kazano nam się wynosić do drewnianego domu przy dzisiejszej ul. Żwirki i Wigury. Mieszkaliśmy tam w kilka rodzin. W naszym pierwszym domu okupanci urządzili zakład fryzjerski dla swoich i Polaków. Każdy z osobnym wejściem. W Ostrowach było kilka ważnych dla Niemców urzędów.

Przy dzisiejszej ul. Pocztowej mieścił się urząd pracy. Tu musieli się meldować młodzi, zdrowi i silni mężczyźni, którzy byli wywożeni na roboty do Niemiec. Kobiety brali do kopania okopów. Latem całe rodziny z dziećmi chodziły do lasu. Bo Niemcy nałożyli obowiązek na każdą rodzinę uzbierania 10 litrów jagód. Kto nie uzbierał był wywożony do obozu.

Przy obecnej ul. Częstochowskiej mieściła się tajna Policja Państwowa Gestapo.

Na rogu dzisiejszych ulic 1-Maja i Częstochowskiej mieściła się Komenda Żandarmerii, gdzie esesmani w piwnicy i w pomieszczeniach stajni przetrzymywali Żydów. Polacy też tam trafiali. Nie raz słyszałam okropne głosy bitych ludzi, od których gestapowcy próbowali wyciągnąć jakieś zeznania.

Okropieństwo jak tam strasznie torturowali ludzi. Zdarzało się, że ktoś nie wytrzymywał przesłuchania i bicia i wyskakiwał z okna z pierwszego piętra.

Dzisiejsza ulica M.S. Curie była zamknięta. Tylko dla Niemców. W domu doktora Tarnawskiego mieszkał komendant gestapo i kilku innych ważnych hitlerowców. Na końcu ul. Księżycowej mieściła się szkoła dla niemieckich dzieci. Gdy dzieci wieźli w takim osłoniętym wozem nikt z miejscowych Polaków nie mógł nawet zbliżyć się w domach do okien.

Epilog
Babcia przeżyła wojnę. Po naszym powrocie jakiś czas jeszcze razem mieszkaliśmy w Ostrowach, a potem wyjechała do córki do Boronowa. Co zostawiła mi wojna? Straszne wspomnienia. Do dzisiaj nie oglądam żadnych filmów wojennych, bo wracają okropne sceny. Najczęściej te z dworca w Kowlu i ci zabici ludzie. Widoki nie do zapomnienia, choć to tyle lat już minęło od wojny. Wszystko to chwilami widzę. Dziękuję Bogu, że nasza rodzina ocalała z tej wojennej pożogi. Nikt nie zginął. Jakoś nam się szczęśliwie udało przeżyć straszną wojnę.


Dodatek
( Komendantem gestapo w Blachstadt był kpt. Mathias Christiansen pochodzący z północnych Niemiec. Człowiek ten dokonał wielu zbrodni. Odpowiedzialny był m.in. za zamordowanie 10 niewinnych zakładników w Gnaszynie. Zbrodniarz dożył spokojnie swoich dni w Hamburgu jako handlowiec. Na zdjęciu, które pochodzi ze zbiorów Pana Zbigniewa Biernackiego, właściciela Antykwarni Niezależnej w Częstochowie po lewej stronie siedzi żona zbrodniarza hitlerowskiego. Zdjęcie zrobiono w Blachowni na terenie posiadłości, należącej do doktora Longina Tarnawskiego przy dzisiejszej ul. M.S. Curie.)


Zdjęcia pochodzą z prywatnych zbiorów i internetu

WITAJ SZKOŁO


Po ponad dwóch miesiącach dzieci i młodzież wracają do szkół. Dla dyrektorów i nauczycieli rok szkolny zaczął się wcześniej. Wielu z nich od ponad tygodnia od rana do wieczora szykuje klasy dla uczniów, a to za sprawą przeprowadzek najmłodszych oddziałów ze Szkoły Podstawowej Nr 1 przy ul. Sienkiewicza do budynku przy ul. Bankowej. Klasy pomalowane, w pomieszczeniach są nowe podłogi i meble. Placówka przy ul. Bankowej jest w pełni dostosowana dla uczniów najmłodszych klas. A wszystko po to… by nauka łatwiej wchodziła do głowy.

Jak zaplanowane jest rozpoczęcie roku szkolnego 2 września w naszej gminie?.

Szkoła Podstawowa Nr 1 w Blachowni klasy I-VIII oraz oddział „0” godz. 10 (boisko Orlik w razie opadów deszczu sala gimnastyczna)

Po uroczystej inauguracji uczniowie klas IV–VIII spotkają się z wychowawcami w budynku przy ul. H. Sienkiewicza. Dzieci z oddziału „0” i klas I – III spotkają się ze swoimi paniami budynku przy ul. Bankowa 13.


Szkoła Podstawowa Nr 3 w Zespole Szkolno–Przedszkolnym w Blachowni (Ostrowy) klasy I–VIII godz. 9 – sala gimnastyczna.


Szkoła Podstawowa w Zespole Szkolno–Przedszkolnym w Łojkach klasy I–VIII godz. 9 – sala gimnastyczna.


Początek rozpoczęcia nowego roku szkolnego w Szkole w Cisiu dla klas I-VIII zaplanowano na godz. 10 w sali gimnastycznej.


Przedszkolaki wstają znacznie wcześniej. Placówka przy ul. Żeromskiego na swoich podopiecznych czeka już od godz. 6.30. Przedszkole w Ostrowach przy Zespole Szkolno-Przedszkolnym od godz. 7 zaś placówka w Łojkach od godz. 6.30. Uroczyste rozpoczęcie roku we wszystkich przedszkolach o godz. 9.



Łącznie do szkół, których organem założycielskim jest Gmina Blachowni 2 września pójdzie – 841 dzieci i młodzieży. Do klas pierwszych 87 uczniów (SP 1 – 44, SP 3 – 17, SP Łojki – 19, Cisie – 7). Do wszystkich przedszkoli łącznie z Cisiem, Sowami i TikTak-iem – 369 maluchów.


WSZYSTKIM UCZNIOM ŻYCZĘ, ABY ICH EDUKACJA PRZEBIEGŁA TAK SZYBKO JAK WAKACJE I BY ZAKOŃCZYŁA SIĘ CZERWONYM PASKIEM OCZYWIŚCIE NA ŚWIADECTWIE.
NAUCZYCIELOM ZAŚ ŻYCZĘ OGROMNYCH POKŁADÓW CIERPLIWOŚCI ORAZ UZNANIA I SZACUNKU ZE STRONY ZARÓWNO UCZNIÓW, ICH RODZICÓW ORAZ CAŁEGO SPOŁECZEŃSTWA.

JAZ JAKI JEST KAŻDY WIDZI

-Obiecuje zainteresować tą sprawą wojewodę śląskiego, bo sprawa rzeczywiście jest poważana – mówił niedawno obecny w Blachowni senator Ryszard Majer. Chodzi o jaz na zbiorniku retencyjnym „Blachownia”.

Jaz mieści się w drodze powiatowej (ul. Sienkiewicza) i reguluje stan wody przy zwiększonej pojemności wody ze względu na opady deszczu. Dbanie o jakość tej zapory, przepływ wody i sprawność techniczną budowli hydrotechnicznej, należy do służb starostwa powiatu częstochowskiego.

Były inicjatywy ze strony starostwa, aby jaz przekazać naszej gminie. Ale zdanie burmistrz było takie, że Blachownia w tej chwili ma za dużo własnych wydatków, związanych z prowadzonymi inwestycjami m.in. remontu zbiornika wodnego. Zatem nie ma zgody na przejęcie tamy, bo w razie jakichkolwiek napraw Gmina nie ma na to środków.

A obecnie jaz prawdopodobnie, już wymaga pewnych prac naprawczych. Bowiem po ostatnim jego remoncie w 2012 roku, gdzie do metalowych elementów zamontowano stare drewniane bele (podobno były w dobrym stanie) widać, że woda przelewa się w dolnych partiach zapory, między dolnymi podkładami. Dobrze, że lustro wody jest znacznie niżej i nie przelewa się górą przez zaporę. Bo przy wyższym jego stanie, belki mogłyby nie wytrzymać naporu wody. I wtedy problem z podtopieniami mogliby mieć mieszkańcy Gnaszyna i dalszych dzielnic Częstochowy.

Senator RP Ryszard Majer obiecał zająć się tym problemem.

PROPOZYCJA PRZENIESIENIA I WYREMONTOWANIA STANICY HARCERSKIEJ

W związku z prowadzoną przebudową terenu przy ul. Sienkiewicza 19 w Blachowni (m. in. chodzi o działkę nr 913/314, na której jest posadowiony hangar (stanica wodna 39 Harcerskiej Drużyny Żeglarskiej), należący do Komendy Hufca ZHP Częstochowa, burmistrz Blachowni zwróciła się z pismem do władz KH z propozycją przeprowadzki stanicy na północną stronę zbiornika wodnego.


-Mając na względzie długoletnią współpracę z 39 HDŻ, która wraz z Harcerskim Międzyszkolnym Klubem Żeglarskim „39” organizuje imprezy o charakterze powiatowym i ogólnopolskim chcemy stworzyć lepsze warunki m.in. na tego typu przedsięwzięcia. Po drugiej stronie mamy nową plażę, nowe molo dlatego warto, aby w pobliżu mieściła się też nowa stanica żeglarska, gdzie będzie się mieściła wypożyczalnia sprzętu pływającego. Tak jak to było w dawnych czasach. Na odremontowanie nowej stanicy mamy zarezerwowane środki. Obecna lokalizacja, mało wizytowego hangaru, raczej nie dodaje splendoru temu miejscu. Miejsce to „kłóci” się z rewitalizacją centrum miasta. Należy dodać, że „39” korzysta bezumownie z tego terenu dlatego po przeprowadzce chcemy to wszystko uregulować – powiedziała mi burmistrz Sylwia Szymańska.

JAROSŁAW LUBIŃSKI I ANNA PAŻUCHA ZWYCIĘŻYLI W „PRZEŁAJOWEJ 8”


.

18 „Przełajowa 8”, w której wzięło udział 597 zawodników, przeszła do historii.

Uroczystego otwarcia wielkiego biegania i maszerowania w Blachowni dokonała burmistrz Sylwia Szymańska.

.

.

Impreza jak marzenie. Słoneczna, ciepła, dobrze zaplanowana od początku do końca, aż chce się tu wrócić za rok. Sami zawodnicy na mecie chwalili organizatorów za przygotowanie trasy i serdeczne przyjęcie.

.

Za sukcesem organizacyjnym „Przełajowej Ósemki od 18 lat „biega” Jacek Chudy. Próbują go „dogonić” Urząd Miejski, OSiR, wolontariusze oraz sponsorzy.


Tym razem na mecie 134.


.

Jarosław Lubiński z Lipna, KKL Kielce, z czasem 27 min. 03 sek. zwyciężył w tegorocznej „Przełajowej 8”.

-Znam tę trasę dlatego dobrze mi się biegło – powiedział mi Jarosław Lubiński.

Gratulacje zwycięzcy składa Artur Wojtacha z Olkusza, drugi zawodnik na mecie.


Wśród pań najszybciej na metę przybiegła Anna Pażucha z Częstochowy (w sumie 58 miejsce). Jej czas to 35 min. 59 sek. Tuż za nią znalazła sie Agnieszka CZyżewska także z Częstochowy. Nagrody paniom wręczał m.in. senator RP Ryszard Majer.


.

.

.

.

.

.

.

.

Mimo że 8-kilometrowa trasa prowadziła malowniczymi, bo nowymi ścieżkami wokół zbiornika wodnego, to sam bieg był wyczerpujący. Wysoka temperatura dała się we znaki wszystkim sportowcom.


.

.

Najwięcej hałasu w Blachowni, prócz komentatorów Pawła i Zenka, robili nordic walkingowcy.


Swoje 5 minut najlepiej wykorzystał Łukasz Dors z Janowa. Na mecie zjawił się po 48 min. i 45 sek.

Podium w NW zdominowali zawodnicy z Janowa (od lewej Grzegorz Dors, Łukasz Dors i Kacper Mizgała). Wśród pań zwyciężyła Angelika Pietrzyk

-Jacku, pani burmistrz – jeżdżę po całej Polsce i mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że robicie najlepszą imprezę w województwie, a kto wie czy nie w kraju. Róbcie tak dalej – chwalił organizatorów weteran NW Grzegorz Dors.


.

.

.

.

Wszyscy zawodnicy otrzymali medale, a najlepsi w swoich kategoriach puchary, statuetki i cenne nagrody rzeczowe sprzęt AGD. Gratulacje składali Ryszard Majer -senator RP, Sylwia Szymańska – burmistrz Blachowni, Paweł Hreczański – przewodniczący Rady Miejskiej, Tomasz Rećko – wiceprzewodniczący Rady, Jacek Chudy – prezes OSiR oraz sponsorzy.


Jacek Chudy z rąk senatora otrzymał puchar za krzewienie kultury fizycznej w Blachowni i w kraju.


A to podium zajęły najszybciej biegające blachownianki.
1 Anna Wypych (144)
2 Anita Struzik (155)
3 Agnieszka Ziętal (168)

Warto dodać, że w „Przełajowej 8” startowały też dzieci. Wszystkie otrzymały wyjątkowo lekkie medale i albumy.
Oczywiście najwięcej emocji było podczas losowania 4 super rowerów. Po każdym wyciągniętym losie i przeczytaniu nazwiska szczęśliwca dało się słyszeć „żeby go tak nie było”.


Organizatorem „Przełajowej 8” był: Urząd Miejski w Blachowni, Ośrodek Sportu i Rekreacji w Blachowni, Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom ALMA.

Współorganizatorami: Gminna Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Blachowni, MDK w Blachowni, Starostwo Powiatowe w Częstochowie, Szkoła Podstawowa Nr 1 w Blachowni oraz LGD „Zielony Wierzchołek Śląska”.

PRZEŁAJOWA ÓSEMKA MA 18 LAT


To już jutro. Przełajowa Ósemka wejdzie w pełnoletność. W 18. edycji, tej znanej imprezy w Polsce, wystartuje w sumie ponad 600 osób. O 9.30 dzieci – w sumie 102 małych biegaczy. Start główny na stadionie o godz. 12. W biegu i w Nordik Walkingu weźmie udział 546 zawodników. Dystans 8 km. Biegacze bardzo liczą na nasz doping.

ŻÓŁTA WODA

Od kilku mieszkańców otrzymałem informację, że od godzin wieczornych z kranów ich mieszkań bloków na starym osiedlu płynie żółta woda. Wodociągi Częstochowskie – w tym rejonie nie prowadzimy żadnych prac wodociągowych, nie ma żadnych awarii. Zatem żółta woda może wynikać z faktu upalnego dnia. Wieczorem wzrasta zapotrzebowanie wody, a to sprawia, że wypłukują się osady z rur i dlatego leci żółta woda. Wodociągi częstochowskie dostarczają krystalicznie czystą, w 100 procentach, zmineralizowaną wodę – powiedział mi dyżurny z PWiK.
Zgłoszenie o żółtej wodzie zostało przyjęte. W sobotę o 8.30 pracownicy PWiK przepłukali sieć ul. Korczaka (16-go Stycznia).

PROKURATURA UMORZYŁA ŚLEDZTWO

We wrześniu 2018 funkcjonariusze Śląskiego Oddziału Straży Granicznej na terenie magazynów dawnej huty Blachownia ujawnili podejrzane odpady sprowadzone z Czech, Węgier i z naszego kraju. Po ponad półrocznym badaniu sprawy biegli nie stwierdzili zagrożenia dla zdrowia ludzi dlatego prokuratura częstochowska umorzyła śledztwo.


.

.

.

RIT DLA GMIN

Najpierw w Urzędzie Miasta Częstochowy, a kilka dni później w siedzibie starostwa Powiatu. Prezydent, burmistrzowie i wójtowie z naszego regionu rozmawiali o Regionalnych Inwestycjach Terytorialnych na lata 2021 -2027. Pieniędzy z tego rozdania jeszcze nie widać, nieoficjalnie mówi się, że może to być o 20 procent mniej niż w poprzedniej perspektywie, jednak już dziś samorządowcy rozmawiają i planują. Najlepiej żeby włodarze gmin dogadali się z sobą i realizowali wspólne inwestycje np. ścieżki rowerowe – mówi Krzysztof Smela, starosta Powiatu Częstochowskiego.
-Przed naszą gminą stoi duże zadanie. W najbliższym rozdaniu chciałabym pozyskane środki przeznaczyć na kanalizację w Blachowni. Inne zadanie to rewitalizacja starych bloków w Łojkach. Na te inwestycje przydałyby się unijne pieniądze tym bardziej, że są to kosztowne zadania – powiedziała Sylwia Szymańska burmistrz Blachownia.
Nieoficjalnie mówi się też o wspólnym zadaniu Blachowni z Konopiskami chodzi o połączenie autobusowe

PRAŻYNKA ŻYJE

„Prażynka nie jest i na razie nie będzie dokończona”.
„Budynek w zewnątrz wygląda fatalnie! A niedoróbki nawet ślepy by zauważył”.
„Co dalej z Prażynką?”


Tak niedawno były sołtys Cisia „martwił się” czyli dokładał władzom Blachowni. I co? Budynek przy ul. Sienkiewicza 15 stoi, jest ozdobą centrum gminy, zachwyca gości i zaczyna się zapełniać handlowcami. Swój „kąt” mają już fotograf, kolektura lotto, jedna z fundacji. Właściciel, który zainwestował pewne środki w modernizację pomieszczenia na uruchomienie gastronomi z jedzeniem znad Nilu, nagle zrezygnował i wyjechał. Urząd Miejski oddał sprawę do sądu i szykuje nowy przetarg na wynajem pomieszczenia.

UWAGA NA TO SKRZYŻOWANIE


Co jest nie tak ze skrzyżowaniem na DK 46 przy przejeździe do Konopisk. Nie ma miesiąca, aby w tym miejscu nie doszło do wypadku.
4 sierpnia autokar zderzył się z dwoma samochodami osobowymi. Do szpitala przewieziono 6 osób.
18 sierpnia znowu zderzenie trzech pojazdów i znowu rani trafili do szpitala.

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Patrząc na częstotliwość zdarzeń, a do kolejnego wypadku może dojść już 1 września (oby nie) kierowcy w tym miejscu powinni zachować szczególną ostrożność. Lepiej spieszyć się powoli.